To jedna z tych książek, które kończysz czytać i wcale nie chcesz sięgać po kolejną ze sterty przy łóżku czy na regale. Jeszcze przez kilka dni pozwalasz bohaterom żyć w Tobie. Myślisz o nich, wspominasz ich historie, zastanawiasz się nad ich decyzjami.
Ta książka jest pełna kameralnych historii. Nie ma tu pościgów, fajerwerków, trupów w szafie. Są za to ludzkie wybory, pogmatwane ścieżki życiowe, codzienne małe i duże dramaty. Bohaterowie są podrapani przez życie. Autorka umiejętnie rozbiera ich z kolejnych warstw, jak cebulę, aż dotrze do tego, co ukryte głęboko. A tam znajdziemy dużo dzieciństwa.
Dzieciństwo to taki dziwny czas, w którym jesteśmy zakotwiczeni całe dorosłe życie. Zmieniamy się, zapominamy (celowo lub nie), a ono i tak w nas tkwi i od czasu do czasu daje o sobie znać. Zwłaszcza gdy był to czas wstydu i bólu. Bohaterowie Elizabeth Strout ciągną za sobą swoje dzieciństwo, przez kartki książki, próbują się z nim skonfrontować, żeby móc w końcu uwolnić się od niego.
Wspomnę jeszcze o konstrukcji książki. Nazywam ją mapą, bo budzi skojarzenia z mapą, w której pewne drogi mają ten sam początek, a potem biegną w różnych kierunkach, choć czasami spotykają się znowu w innym miejscu. Bohaterów tej książki łączy wspólne dzieciństwo w małym amerykańskim mieście w stanie Illinois. Każdy rozdział pokazuje losy innej postaci, ale w tle rozpoznajemy pozostałych bohaterów, wspomnianych w kolejnych częściach książki. Narracja skacze w czasie i przestrzeni, a dzięki takiej konstrukcji mamy przyjemność z łączenia faktów, układania w głowie całej historii danego bohatera. Bardzo lubię taką konstrukcję.
Na koniec został jeszcze tytuł – To, co możliwe. Oryginalny tytuł brzmi Anything is possible, (ang. wszystko jest możliwe). I wersja angielska podoba mi się bardziej i wydaje bliższa intencji autorki (choć brzmi banalnie), bo daje nadzieję. A bohaterowie tej książki zostawiają nas właśnie z nadzieją, że dopóki walczymy, wszystko jest możliwe.
Tytuł: To, co możliwe
Autor: Elizabeth Strout
Wydawnictwo: Wielka Litera

